Dlaczego…? Dlaczego nie ma „Na dobre i na złe” i inne popularne pytania

Każdy miesiąc, tydzień, ba, czasem nawet każdy kolejny dzień rodzi nowe pytania. Chcemy wiedzieć jak funkcjonuje świat, w którym żyjemy. Dociekamy, jak funkcjonuje otaczająca nas przyroda. Analizujemy nowiny ze świata polityki czy kultury, próbując ustalić przyczyny, stojące za pewnymi zdarzeniami. W tym artykule postaramy się odpowiedzieć na dziesięć spośród często zadawanych pytań.

Dlaczego nie ma „Na dobre i na złe”?

Do pewnych rzeczy jesteśmy po prostu przyzwyczajeni. Do swoich codziennych rytuałów. Do korków na drogach. Do „Kevina” w Święta. Kiedy ich zabraknie, czujemy się, jakby odwieczny porządek został zakłócony. Podobnie musieli poczuć się wszyscy, dla których kolejny odcinek „Na dobre i na złe” stał się już stałym elementem dnia, kiedy ich ulubiony serial zniknął nagle z ramówki. Oczekiwany odcinek nie został wyemitowany ani 27 grudnia, ani kolejno 3 i 10 stycznia.

Co się stało? To pytanie wielu nie dawało spokoju, wszyscy przecież przyzwyczaili się już do emisji o stałej porze. Czy serial zatem na dobre zniknął z anteny, czy też to po prostu dłuższa przerwa?

Ostatecznie okazało się, że zmiany spowodowane były świętami Bożego Narodzenia oraz Nowym Rokiem. Tak uroczyste okoliczności skłoniły TVP do zmiany ramówki – nie jest to niczym niezwykłym, że stacje zmieniają program w świątecznym okresie.

Z tego powodu, mimo że odcinek numer 690 wyemitowany został dwudziestego grudnia, na „Na dobre i na złe” 691 odcinek widzowie musieli poczekać aż do siedemnastego stycznia. Był to niewątpliwie prawdziwy trening cierpliwości.

stary telewizor kineskopowy

Dlaczego masło drożeje?

To, co ostatnio dzieje się z cenami masła, zakrawa na jakieś szaleństwo. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy podrożało na europejskim rynku hurtowym o czterdzieści procent, natomiast w skali roku wzrost ceny wynosi już sto procent. A ponieważ rosną ceny na rynku hurtowym, to i w sklepach szybują one w górę, pozostawiając zaskoczonych konsumentów, drapiących się po głowach i usiłujących dociec, dlaczego masło jest takie drogie.

Żeby prześledzić przebieg tego procesu, trzeba cofnąć się myślą do 2015 roku, kiedy to Komisja Europejska postanowiła znieść obowiązujący przez trzydzieści jeden lat system kwot mlecznych. Oczywiście zniesienie limitów poskutkowało zwiększeniem produkcji. To z kolei doprowadziło do wzrostu podaży mleka. A kiedy wzrosła ilość mleka na rynku, spadły naturalnie jego ceny. To odbiło się niekorzystnie na sytuacji producentów, co przełożyło się na spadek produkcji masła. Jak widać, w przemyśle wiele spraw toczy się lawinowo.

Gdy analizujemy, dlaczego masło podrożało, nie można pominąć kwestii mleka w proszku. Przez lata powstała jego spora nadwyżka, która teraz może wywierać niekorzystną presję na ceny tego ubocznego produktu produkcji masła.

Wykalkulowawszy, co jest dla nich bardziej opłacalne, producenci zamiast na masło i powstające przy okazji odtłuszczone mleko w proszku, woleli przeznaczać mleko na produkcję serów lub pełnotłustego mleka w proszku. Podaż tych produktów rosła, co uchroniło je przed takim wzrostem cen, jaki stał się udziałem masła.

Trzeba jeszcze wspomnieć o rosnącym popycie na masło, do którego przyczynia się między innymi wysyp programów kulinarnych w telewizji, kreujących modę na domowe gotowanie i pieczenie, a także nowsze badania naukowe, obalające wcześniejsze przypuszczenia, jakoby masło miało zły wpływ na zdrowie.

Do tych czynników dochodzi jeszcze popyt ze strony spekulantów. Niektóre firmy wykupiły dużo masła z rynku, by przyczynić się do jego pozornego braku.

chleb i kostka masła

Dlaczego kompost jest zaliczany do nawozów naturalnych?

Nawozy naturalne – co to takiego? Są to nawozy pochodzenia organicznego. Czyli można powiedzieć, pochodzące prosto z natury, a nie z chemicznych laboratoriów. Muszą oczywiście posiadać wszystkie potrzebne roślinom pierwiastki, a wykorzystuje się je w rolnictwie ekologicznym.

Jakie są nawozy naturalne? Na myśl przychodzą przede wszystkim obornik i gnojówka, czyli nawozy pochodzenia zwierzęcego. Czy zatem kompost również można zaliczyć do tego typu nawozów? Oczywiście, że tak. Nie szkodzi, że nie pochodzi on od zwierząt. Powstaje z roślinnych odpadków, a to przecież równie naturalny proces, przebiegający samoistnie i bez ingerencji z zewnątrz.

Warto dodać, że jest to nawóz, który dzięki ukształtowanym połączeniom próchnicznym, pozwalającym uwalniać składniki w sposób stopniowy, jest bardzo dobrze przyswajalny przez rośliny. Kompost jest też bezpieczny – używanie go nie grozi przenawożeniem (co może zdarzać się w przypadku nawozów innego rodzaju, a nie wpływa dobrze na rośliny).

Wreszcie trzeba i wspomnieć, iż zastosowanie kompostu w ogrodzie pozwala w pożyteczny sposób zagospodarować ogrodowe i kuchenne odpadki. W przeciętnym domowym gospodarstwie nawet czterdzieści procent odpadków może nadawać się do takiej przeróbki. Po co więc wydawać ciężko zarobione pieniądze na sztuczne nawozy, gdy można postawić na naturalny i w ten sposób sporo zaoszczędzić?

trzy kompostowniki

Dlaczego Zabłocki na mydle?

„Wyjść jak Zabłocki na mydle” – wszyscy znamy to powiedzenie. I pewnie nieraz go używamy. Najgorzej, jeśli musimy użyć go w stosunku do samych siebie. Dobrze wiemy co oznacza – przywołujemy je, gdy ktoś jest na czymś stratny. Często na czymś, co miało w założeniu być „świetnym pomysłem” bądź „dochodowym biznesem”.

Znaczenie zatem wszyscy znamy, ale skąd w ogóle to powiedzenie? Skąd ten Zabłocki? Skąd to mydło? Oczywiście pytanie, skąd się wzięły związki frazeologiczne, powraca uparcie w przypadku wielu takich zwyczajowych powiedzeń, których geneza niknie w pomroce dziejów. Jednak źródło tego konkretnego akurat jest nam dobrze znane.

Kim był Zabłocki? To pierwsze pytanie, na które musimy sobie odpowiedzieć. Otóż w powiedzeniu chodzi o Cypriana Franciszka Zabłockiego. Był to polski ziemianin, żyjący na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku, człek majętny, właściciel dworu w Rybnie koło Sochaczewa. Przeszedł do historii dzięki swym niefortunnym inwestycjom, które miały pomóc mu się wzbogacić, a kończyły się z reguły, większa lub mniejszą, porażką.

A jak to było z tym mydłem? To miał być kolejny genialny biznes Zabłockiego – produkcja mydła. Historyczności tych wydarzeń nie potwierdzono, ale w każdym razie wieść niesie, że produkowane w swoim majątku w Rybnie mydło Zabłocki zamierzał spławiać Wisłą do Gdańska, a stamtąd dalej statkiem, w myśli, że sprzedaż za granicę przyniesie większe zyski.

By na tej operacji finansowo wyjść jeszcze korzystniej, Zabłocki wpadł na pomysł, by oszukać pruskich celników – choć według innej interpretacji chodziło tu o to, by po prostu nie wspierać finansowo pruskiego zaborcy, a zatem w grę wchodził pewnego rodzaju patriotyzm. Grunt, że zanim przedsiębiorczy Zabłocki dotarł do granicy z Prusami, ładunek został zrzucony do wody, a następnie był ciągnięty za łodzią w wodoszczelnych skrzyniach.

Z tym, że, niestety, z ową wodoszczelnością nie do końca wyszło. Kiedy w Gdańsku otworzono skrzynie, okazało się, że mydło rozpuściło się w wodzie. W ten sposób Cyprian Franciszek Zabłocki stracił wszystkie pieniądze, które zainwestował w to przedsięwzięcie.

mydło na ręczniku

Dlaczego pustynia Atakama uznawana jest za najbardziej suchą na Ziemi?

Atakama – pustynia w Ameryce Południowej, uważana jest za najsuchszą za Ziemi. Czym to pustkowie rozciągające się pomiędzy Kordylierą Nadbrzeżną a Kordylierą Zachodnią w północnym Chile, zasłużyło sobie na to niechlubne wyróżnienie? Otóż roczna suma opadów nie przekracza tu stu milimetrów.

Oczywiście to wartość średnia, bo rok całkowicie bez deszczu nie tylko nie jest tu niczym niezwykłym, ale wręcz stanowi normę. W niektórych miejscach tego obszaru deszcz nie padał od kilkuset lat, a znajdą się i takie, w których nie odnotowano żadnych opadów, od kiedy prowadzone są pomiary.

Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Winowajcą jest oczywiście położenie. Ten pas ziemi usytuowany na wysokości 3200 metrów nad poziomem morza rozciąga się na długości 960 kilometrów po obu stronach zwrotnika Koziorożca. Położenie zwrotnikowe już samo w sobie charakteryzuje się suchym i surowym klimatem, a ten obszar dodatkowo jeszcze znajduje się w strefie wpływu Prądu Peruwiańskiego.

Co powoduje Prąd Peruwiański? Otóż niesie on ze sobą bardo suche i zimne powietrze. Z kolei od napływu wilgotnego i ciepłego powietrza znad Amazonii pustynia jest odgrodzona górskim łańcuchem Andów.

Te właśnie okoliczności sprawiają, że Atakama jest najsuchszą z pustyń. W powietrzu jest tak mało wilgoci, że nawet metal nie rdzewieje, mięso zaś samoistnie się konserwuje.

>p>Jednak i tutaj czasem zdarzają się deszcze. Ostatnia duża ulewa miała miejsce w 2015 roku i pozwoliła na gwałtowny rozwój roślinności, dzięki czemu można było zobaczyć, jak prezentuje się pustynia Atakama w kwiatach. Niestety na następne tak obfite opady przyjdzie nam pewnie czekać parę dekad, a znając sławę Atakamy, kto wie, czy nie stuleci.

popękana powierzchnia pustyni

Dlaczego Tomek odchodzi z „M jak miłość”?

Postać Tomka, kreowana przez Andrzeja Młynarczyka, była obecna w serialu „M jak miłość” przez dziesięć lat. Nic zatem dziwnego, że kiedy we wrześniu 2017 roku wyemitowano odcinek, w którym tę postać uśmiercono, wielu fanów produkcji nie mogło w to uwierzyć.

Już wcześniej, gdy rozniosła się wieść, że Tomek Chodakowski umrze, pojawiło się niedowierzanie. O tym, jak bardzo widzowie byli zżyci z tą postacią, najlepiej świadczy fakt, że śmierć Tomka z „M jak miłość” pociągnęła za sobą wiele fanowskich teorii, jakoby była ona tylko upozorowana. Widzów czekał jednak zawód, bo odejście Tomka nie było ani żartem, ani podstępem czy żadnego rodzaju przykrywką. Postać naprawdę znikła z serialu na dobre.

Co stało się powodem takiego pokierowania przez scenarzystów losami tej postaci? Przyczyną była decyzja Andrzeja Młynarczyka o porzuceniu roli w serialu. Po dziesięciu latach kreowania postaci Tomka aktor był już zmęczony udziałem w tej produkcji. A kiedy okazało się, że Andrzej Młynarczyk odchodzi z „M jak miłość”, to i scenariusz trzeba było napisać tak, by uzasadnić zniknięcie postaci Tomka z serialu.

piloty do telewizora

Dlaczego tundra jest obszarem bezleśnym?

Tundra – co to jest? Mowa tu o bezleśnym zbiorowisku roślinności, które występuje w zimnym klimacie strefy arktycznej i subarktycznej. Roślinność nie należy do imponujących – większość roślin wyrasta co najwyżej kilka centymetrów ponad ziemię. Z tego względu dominują mchy i porosty (takie jak chrobotek reniferowy), obecne są także trawy i niedużych rozmiarów krzewinki.

A drzewa? Czy w tundrze rosną tylko karłowate drzewa? Zasadniczo tak. Możemy tu spotkać jedynie pojedyncze wierzby i brzozy, których wysokość z reguły nie przekracza trzydziestu centymetrów.

Brak dużych drzew i lasów spowodowany jest oczywiście surowym klimatem. Krótkie, chłodne lata. Długie, mroźne zimy. Nie są to warunki odpowiednie do bujnego rozwoju roślinności. Podstawowym problemem jest jednak tundrowa gleba. Wierzchnia warstwa gruntu ulega rozmarznięciu jedynie na głębokość jednego metra. Poniżej znajduje się wieczna zmarzlina, której temperatura nigdy nie przekracza zera stopni Celsjusza. W takich warunkach drzewo nie zdoła się na tyle dobrze ukorzenić, by odpowiednio się rozwinąć.

górzysta tundra

Dlaczego artyści rezygnują z Opola?

LIV Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu niechlubnie wyróżnił się spośród dotychczasowych odsłon tej imprezy. Przez wielu zostanie zapamiętany głównie z uwagi na wielu rezygnujących z udziału artystów. Co było przyczyną tego zamieszania?

Afera zaczęła się od menedżera Kayah i jego sugestii, jakoby władze TVP zamierzały zablokować jej udział w jubileuszowym koncercie Maryli Rodowicz. Powodem miało być zaangażowanie artystki w skierowane przeciw rządowi Prawa i Sprawiedliwości akcje, takie jak działania Komitetu Obrony Demokracji czy udział w czarnym proteście.

W geście solidarności z artystką z udziału zrezygnowała sama Rodowicz, a także inni wykonawcy. W tym gronie znaleźli się między innymi Kasia Nosowska, Michał Szpak, Andrzej Piaseczny, Kasia Kowalska, Kasia Cerekwicka i zespół Kombi.

Zarzucano festiwalowi upolitycznienie, wyraźnie sugerując, że obecne władze TVP, związane z rządzącą partią, dobierają wykonawców pod kątem ich przekonań politycznych, a nie tylko ich artystycznej pracy.

Jednak to tylko jedna wersja wydarzeń. Jak bowiem zapewniają władze TVP, nie było żadnych prób blokowania występów nieprzychylnych rządowi wykonawców. Nie istniała żadna „czarna lista”, a histeria wokół Opola została ponoć sztucznie wywołana przez niechętne rządom PiS-u media. Czy tak właśnie sprawa naprawdę wyglądała?

Trudno stwierdzić jednoznacznie, warto jednak zwrócić uwagę, że menedżer Kayah nie powoływał się na żadne pewne dane, a wspominał jedynie o nieoficjalnych informacjach, które do niego podobno dotarły. Pod tym pojęciem może kryć się wiele, ale antyrządowe media, z „Gazetą Wyborczą” na czele, nie pozostawiły swoim odbiorcom miejsca na domysły i wątpliwości – zaraz, nie czekając na oficjalne potwierdzenie bądź dementi, rozdmuchały sprawę, sugerując, że opozycyjność Kayah wobec rządzącej partii jest powodem wykluczenia piosenkarki ze współpracy z TVP.

W ten sposób, jak z kolei sugerują media bardziej przychylne PiS-owi, Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej miał stać się dla części niechętnych rządowi wykonawców po prostu pretekstem, by ową niechęć zamanifestować. By stworzyć i utrwalić w społecznej świadomości wrażenie, że z polską demokracją i wolnością artystycznej wypowiedzi źle się dzieje, nawet jeżeli taka narracja nie będzie mieć oparcia w faktach. Byłoby to więc, owszem, upolitycznienie festiwalu, ale ze strony właśnie artystów, wykorzystujących ową imprezę do demonstracji swoich politycznych sympatii i antypatii, zamiast do krzewienia polskiej muzyki.

Mamy tu zatem dwie różne narracje, krańcowo odmienne, pochodzące z dwóch stron politycznego sporu. Kto ma rację – media pro- czy antyrządowe? Która wersja jest bliższa prawdy? Tego być może nigdy się nie dowiemy.

Dla porządku wypada przypomnieć, że festiwal ostatecznie odbył się w późniejszym terminie, łącznie z koncertem Maryli Rodowicz, która powróciła do współpracy z TVP, gdy sprawa się nieco wyklarowała. Wielu artystów jednak nie zrezygnowało ze swego bojkotu.

mikrofon w blasku reflektorów

Dlaczego warto czytać książki?

Korzyści, jakie daje nam czytanie, wcale nie trzeba daleko szukać. Najbardziej podstawową jest po prostu płynąca z lektury przyjemność. Czysta rozrywka, jaką daje nam odcięcie się na parę chwil od naszych codziennych problemów i zgryzot, by zanurzyć się w świat przygód i śledzić z zajęciem losy fikcyjnych postaci. Przynosi nam to odprężenie, pomaga obniżyć poziom stresu. A ponieważ, jak wszyscy wiemy, silny stres nam szkodzi, nie jest to wcale taka błaha sprawa. Jeśli poczytanie książki fantasy czy nawet i romansidła pomaga nam się odprężyć, to jest to prawdziwe dobrodziejstwo.

Nie jest to jedyna korzyść, jaką czytanie książek ze sobą niesie. Wiele mówi się o rozwijaniu wyobraźni. W przeciwieństwie do takich filmów, obcując z literaturą, nie mamy wszystkiego podanego na tacy. Musimy zaprząc swój umysł, by roztoczył przed nami obraz tego, o czym pisze autor. A tak wyćwiczona wyobraźnia może później w życiu niejeden raz się przydać.

Co więcej, literatura poszerza nasze horyzonty. Dowiadujemy się nowych rzeczy, możemy poznać interesujące fakty i ciekawostki, a nawet, jeśli czytamy na przykład książki po angielsku, poduczyć się języka. Poszerzamy swój zasób słownictwa. Co więcej, zapewniając sobie stały kontakt ze słowem pisanym, automatycznie utrwalamy sobie właściwą pisownię. Ci, którzy nie czytają, są bardziej narażeni na robienie błędów ortograficznych.

Nie jest tajemnicą, że czytanie wymaga od nas pewnej umysłowej aktywności. Bo książka to nie film, który sam się odtwarza – musimy się w to zaangażować. A dzięki temu tworzą się nowe ścieżki neuronalne, co skutkuje zwiększeniem koncentracji, poprawą pamięci i większymi zdolnościami analizy i kojarzenia faktów. Zatem na pytanie, jakie książki warto przeczytać, można by było odpowiedzieć dyplomatycznie, że właściwie każda lektura może przynieść nam pewne korzyści.

czytanie książki

Dlaczego Katalonia chce się odłączyć od Hiszpanii?

Niedawne burzliwe wydarzenia sprawiły, że oczy całego świata skierowane były na Katalonię. Wiele osób może dopiero wtedy zdało sobie sprawę, że Katalończycy nie chcą być Hiszpanami.

Dlaczego Katalonia chce autonomii? To nie żadna fanaberia. Wielu mieszkańców tego regionu wyraża po prostu chęć powrotu do dawnej niezależności. Tę Katalonia utraciła w 1714 roku na rzecz scentralizowanej Kastylii. Od tego czasu temat odłączenia się od Hiszpanii i odzyskania niepodległości stale powraca.

Oczywiście nie wszyscy Katalończycy są tu jednomyślni – trudno przecież o to, by siedem i pół miliona mieszkańców mówiło jednym głosem. Można jednak zauważyć pewien trend, mianowicie taki, iż liczba zwolenników działań proniepodległościowych konsekwentnie rośnie na przestrzeni lat. W 2010 roku jedynie jedna piąta mieszkańców opowiadała się za autonomią, tymczasem przeprowadzone ostatnio referendum niepodległościowe, wokół którego było tyle zamieszania (delikatnie mówiąc), nie pozostawia złudzeń – dziewięćdziesiąt procent biorących w nim udział opowiedziało się za niepodległością.

Skąd ta zmiana? Z pewnością do zmiany nastrojów społecznych przyczynił się między innymi ekonomiczny kryzys oraz rządowa gospodarka oszczędnościowa. Nie powinno dziwić, że Katalonia nie chce ponosić kosztów ekonomicznych problemów Hiszpanii, sama będąc najbogatszym jej rejonem, produkującym niemal dwadzieścia procent produktu krajowego brutto tego kraju.

Ale swoje znaczenie ma – i zawsze miało – również poczucie odrębnej tożsamości Katalończyków, którzy po prostu nie czują się Hiszpanami. A kiedy to poczucie narodowej odrębności jest siłą tłumione – jak wtedy, gdy generał Franco zakazał używania katalońskiego języka, lub właśnie podczas ostatniego referendum – dążenia do odzyskania autonomii nie tylko nie słabną, ale wręcz przybierają na sile.

hiszpańska i katalońska flaga

dodaj komentarz